jakoś takoś

Podzieliłam dzisiaj siebie na części, cząsteczki i pierwiastki. Każda część składowa miała swój komentarz obdarzony bólem lub zachwytem. Każdy wie, że zachwytu było o wiele więcej. Doszłam do przedziwnych wniosków o ile można samemu siebie obserwować i oceniać

Zjadłam i wyplułam. Poszłam do łazienki i wróciłam. Pierdy srerdy.

Nazwałam pewne etapy mojego życia. Zaczynając od początku, najpierw był etap ‚agugu’, z którego nie wypada nic pamiętać. Kolejny to ‚poczytaj mi mamo’, z którego pochodzą najwsapanialsiejsze wspomnienia,chociaż powinny najgorsze. Ale jakoś tak jest, że z czasem to co złe zaciera się, a zostaje to co miłe i piękne. Przynajmniej we mnie tak jest, może to taki sposób samoobrony przed światem tym ciężkim i nieraz pochmurny.

Teraz kolej na czas przedszkolny. Nie potrafiłam nadać mu nazwy wcześniej, teraz mogę nazwać go Leon, bo ostatnio wszystko nazywam Leon, ot tak. (Mam też dreada Irwina!) No więc było przedszkole, było, było i poszło się skończyło. Vanitas vanitatum et omnias vanitum, albo coś w ten deseń. Małe to, a jakie roztropne było. Już wtedy wiedziało czym się koledzy interesują i bawiło się w ‚zgadnij jaki mam kolor majtek’ – to lepsza nazwa dla tego okresu, Leona zostawiamy na później.

‚Szkoła, cocacola’-podstawówka pierwsza. Byłam małym kujonkiem, ale jakimś nieozornym. Miałam za koleżanki takie przebojowe ‚lasencje’, dwóch chłopców chciało ze mną chodzić, ale pozostałam małym kujonkiem, nie było mi z tym źle. Gorzej mi było po pierwszych fajkach. No i to ten moment gdzie zaczyna się mało zachwytu 😀

‚gópia, gópi, gópio, gópie’ – ten okres pomijamy ze względu na długość, gópotę, i braki zachwytu nad postacią, o której przecież ‚nic złego powiedzieć nie można’.

‚Liceum’ – to chyba już teraz jeszcze. Jest ok. Raczej tak. Czasem się trochę spada w dół, czasem wzlatuje. W trakcie mojej nauki historii, o właśnie teraz, policzyłam sobie średnią na koniec liceum. Wychodzi z tego, że nadal jestem kujonem, Aj low ju ol!

No a teraz powód dla którego zaczełam dzisiaj chyba cokolwiek pisać. ‚Okres lęku przed neiznanym’ – czyli to co będzie w przyszłości najbliższej. Czuję, że coś się kończy. Wiem, że tak musi byc i że to jest naturalne, ale mimo wszystko wolałabym się cofnąć, do tej głupoty najlepiej. Cofnąć się i siedziec u Michała, jak jeszcze z rodzicami mieszkał i miał pokój w grafitti i przewjałosię tylu udzie wokół, w większości nic nie znaczących na dłuższą metę. Było beztrosko, prawie. (znowu wylatują z głowy słowa jak gópota, policja, czy ania) Inni ludzie, ważniejsi zostali lub stali się mniej ważni, z takich lub innych przyczyn, ale wpłynęłi na mnie i już. I wpłynęłi tak, że teraz się boję zrobić ten jeden krok w okres ‚przedsmaku wczesnej przeddorosłości’.

Koniec.

Komentarze 3 so far »

  1. 1

    Mat said,

    Pokręcona notka jak moje sny o piłach tarczowych odcinających ludziom członki i pozostawiających po sobie jeziora krwi. I gdzie zniknął Leon?

  2. 2

    Julia said,

    Nie ma się czego bać. Będzie tylko lepiej, no i przygoda czy coś.
    Szkoła Ci się kończy, to jest coś. Coś fajnego. :]

  3. 3

    ola said,

    Leonów jest dużo. Jaszcurki to Leony na przykład.. początkowo tylko jedna, ale zapomniałam jak druga się nazywa więc są dwa Leony. o i tyle.


Comment RSS · TrackBack URI

Dodaj komentarz